This post is also available in: English (angielski)
Od kilku dni na ekranach polskich kin można obejrzeć pierwszy z dwóch filmów o Dywizjonie 303. Długo wyczekiwana produkcja poświęcona polskim lotnikom i ich najsłynniejszej bitwie na pewno przykuje uwagę wielu modelarzy. Czy nakręcony przez Anglików film nie zafałszuje prawdziwej historii? Czy warto udać się do kina i czy obejrzenie filmu nie przyprawi modelarza o niepotrzebną nerwowość? Na to pytanie możesz znaleźć odpowiedź w tej recenzji.
Niechciani Piloci
Akcje filmu rozpoczyna odyseja Jana Zumbacha (świetny Iwan Rheon z „Gry o Tron”) przez drogi upadłej Francji. Doskonale zarysowana atmosfera beznadziei i apatii Francuzów: „kolejny Polak chce lecieć do Anglii”, „lepiej żyć tu niż umierać w Anglii”.
Dotarcie do Anglii, pięknie pokazanej przez ujecie białych klifów Dover, to tak naprawdę początek długiej drogi do dopuszczenia do walki. Złachmanieni piloci trzymani na kwaterach nudzą się bezsilnie czekając na zmianę sytuacji. Anglicy wysłuchują Witolda Urbanowicza (Marcin Dobrociński), ale dopuszczają do walki tylko jego. Polacy nie są w stanie współpracować z wyrafinowanym systemem obrony powietrznej Anglii i znają tylko przestarzałe samoloty. „Cobra już walczy”, ale nas tu trzymają, tak zdają relację przybyłemu Zumbachowi koledzy.
W tle obserwujemy świetnie prowadzony wątek dziewczyn z WAAF, pracujących w naprowadzaniu myśliwców. Kolejni angielscy piloci nie wracają z akcji. I wprawdzie Polacy są dostępni, RAF jednak nie wierzy w ich wartość bojową. Kiedy wreszcie nadchodzi czas formowania dywizjonu 303, los łączy z Polakami jeszcze Josefa Františka (Kryštof Hádek), czeskiego wyrzutka i Kanadyjczyka Johna Kenta (Milo Gibson), któremu Anglicy dokuczają nazywając go Amerykaninem. Ten zespół niechcianych, niedocenianych i skazanych na zużycie musi się dotrzeć i spróbować wzajemnie zrozumieć.
Jan Zumbach (Iwan Rheon) i John Kent (Milo Gibson)
Kiedy po pierwszym locie operacyjnym Jan Zumbach wyznaje z zawstydzeniem, że nic nie zestrzelił, bo nie przełączył karabinów, Phyllis Lambert (Stefanie Martini), charakterna WAAF-ka odpowiada, że to wyjątkowo dobry wynik, debiut dywizjonu, sześć zestrzeleń i wszyscy wrócili. Szybko rozwijający się sukces Polaków jest natychmiast wykorzystany przez maszynę propagandową RAF. Walczący, i ginący piloci nie odnajdują się w przypisanej roli „dziarskich chłopaków” jakby bawiących się na wojnie. Bardzo dokładnie poprowadzony jest watek ich motywacji do walki. Co chwila dowiadujemy się o wojennych losach rodzin pilotów, podkreślone jest niemieckie ludobójstwo i śmieć cywilów, kobiet i dzieci w okupowanej Polsce. Dodaje on osobowościom pilotów głębi nie przystającej do bohaterów strzelanek.
Wątki okupacyjne skierowane są przede wszystkim do międzynarodowego, mniej obeznanego z realiami epoki odbiorcy, i moim zdaniem dobrze wyjaśniają tragiczna sytuację bohaterów. Dla modelarza i wielbiciela historii autorzy filmu przygotowali wiele innych smaczków. Celowo nie piszę jakich, aby nie psuć przyjemności odkrywania ich podczas projekcji. W fabularyzowanej, siłą rzeczy uproszczonej historii walk, wyróżniają się postaci Zumbacha i Františka. Obydwaj świetnie zagrani, pełnokrwiści „piloci myśliwców”. Urbanowicz i Kent są spokojniejsi, co odpowiada charakterowi ich postaci. Bardzo dobrą rolą kobiecą jest Phyllis Lambert z WAAF.
Samoloty Hurricane
Samoloty przedstawione w filmie, w formie makiet na ziemi i wizualizacji 3D w powietrzu są poprawne, ale pozostawiają pewien niedosyt. Wszystkie Hurricane RAF maja litery kodowe RF – przypisane do dywizjonu 303. Same polskie maszyny maja poprawnie umieszczone godło kościuszkowskie, w walkach widzimy RF-E, RF-G, RF-R, RF-D i inne. Jedynym odstępstwem od tego schematu jest samolot Urbanowicza z jego służby w Dywizjonie 145. Ma on kody SD-T z Dywizjonu 501, w którym służyli liczni Polacy, w tym Skalski i najsłynniejszy Głowacki (5 zestrzeleń jednego dnia, SD-A). Czyży był to ślad po wykasowanym wątku filmu? Kto wie.
Wracając do samolotów, walki są dynamiczne, kiedy w pierwszym ataku Ludwik Paszkiewicz wchodzi przez chmury w sam środek niemieckiej wyprawy bombowej, można odnieść wrażenie, że trafiliśmy do filmu ze Star Wars. Maszyny Luftwaffe, prawie wyłącznie Dorniery i Me-109 ostrzeliwane z bliska widowiskowo zapalają się i sypią po niebie częściami zamiennymi. Same wybuchy wyglądają trochę nienaturalnie, jakby samoloty były pustymi w środku wydmuszkami. O ile pokazane samoloty pozostawiają pewien niedosyt to film ogląda się dobrze, dzięki świetnie pokazanym postaciom i ich historii.
Finałem filmu, w odróżnieniu od „Bitwy o Anglię” z 1969 roku, nie jest moment przełomowy bitwy. Przenosimy się do 1946 roku, do słynnej parady zwycięstwa, na której zabrakło miejsca dla Polaków. Kiedy egzotyczne nacje defilują pompatycznie wymieniane przez spikera, piloci 303, razem z Kentem świętują po cichu pamięć poległych kolegów. Zumbach ma nakaz opuszczenia wyspy.
Film jest jak najbardziej godny polecenia, dobrze pokazano w nim bohaterstwo i tragizm losu pilotów 303 Dywizjonu. Międzynarodowy widz może po raz pierwszy zobaczyć prawdę o Polakach, którzy zniszczyli 20% (sam Dywizjon 303 – 12%) z sił Luftwaffe utraconych w Bitwie o Anglię. I którzy po wojnie zostali zostawieni sami sobie, pozbawieni nawet symbolicznego zwycięstwa. Polski widz może w końcu zobaczyć dobry film o legendarnej jednostce. Nakręcony przez Anglików, ale pokazujący polski punkt widzenia.
Zdjęcia: Kino Świat
Więcej o filmie – filmweb.pl
Zmarnowałem zbyt dużo czasu na oglądnięcie filmu także nie będę marnował więcej pisząc recenzję. Ta recenzja całkowicie odpowiada moim odczuciom:
https://www.spidersweb.pl/rozrywka/2018/08/17/303-bitwa-o-anglie-recenzja/
Merytorycznie film jest podobnie słaby. Najbardziej rozbawiła mnie scena „wycinania” swastyki z wraku niemieckiego samolotu.
Film „303.Bitwa o Anglię” obejrzałem w dzień po premierze. Wcześniej oglądałem zwiastun filmu na kanale youtube. W zasadzie zwiastuny obu filmów, bo są dwa o tej samej tematyce – ten, oraz polski pt. „Dywizjon 303. Prawdziwa historia”, który wchodzi do kin za tydzień. Tu małe zaskoczenie – w mojej opinii zwiastun filmu polskiego prezentuje się dużo lepiej niż filmu brytyjskiego. Komentarze pod obydwoma zwiastunami także zdawały się to potwierdzać… Szedłem zatem na film z nieco mieszanymi uczuciami. Ale do rzeczy… Najpierw negatywy. Tytuł filmu „303. Bitwa o Anglię” sugeruje, że będziemy świadkami historii udziału Dywizjonu 303 w trakcie Bitwy o… Czytaj więcej »
Film jest, niestety, słabiutki. Postaci płaskie, dialogi – drętwe. Przedstawienie walk powietrznych lepsze o wiele było w leciwej „Bitwie o Anglię”, pomimo znacznie bardziej prymitywnych środków technicznych, jakimi wówczas dysponowano. Pomysł nie mógł mnie, Polaka, nie zachwycić. Wykonanie, łagodnie mówiąc, potężnie rozczarowało. To trzeci film, na którym żałowałem wydanych pieniędzy.
Byłem na „Dywizjon 303” – o niebo lepszy, chociaż można by wycisnąć z niego jeszcze więcej..
Zasadniczo artykuł Pana Wojtka Bułhak jak i komentarz Pana Tomka wyczerpują temat recenzji tego filmu to jednakże dorzucę swoje trzy grosze. Sceny walk powietrznych to „dramat”. Są kompletnie nierealistyczne, momentami wręcz absurdalne. Wyglądają jak scenki z kiepskiej gry sprzed kilkunastu lat. Tymczasem „Pearl Harbour” kręcono 17 lat temu i tam dało się nakręcić normalne sceny komputerowe walk powietrznych. Na plus, że reżyserowi udało się oddać determinację i zawziętość polskich pilotów (słowa mojej żony po obejrzeniu filmu) i częściowe przyznanie się do tego jak ich potraktowano po zakończeniu wojny. Na minus sceny walk powietrznych, kompletny brak spójności w filmie, takie skakanie… Czytaj więcej »